piątek, 27 kwietnia 2018

AZJA GRA - spotkanie z kuratorem wystawy

fot. Dorota Chojnowska / strona: alepieknyswiat.pl
Wystawa w Muzeum Azji i Pacyfiku ma już niemal trzy tygodnie i doczekaliśmy się kuratorskiego oprowadzania. Tomasz Madej, pomysłodawca wystawy oraz kolekcjoner gier i zabawek, oprowadził nas po swoim dziele, racząc historyjkami i anegdotkami związanymi z eksponatami.

Na wejściu witają nas klasy, aż się prosi by rzucić woreczkiem i skoczyć, ale o tym potem, bo już jesteśmy prowadzeni do pierwszego stanowiska poświęconego kendamie. Jest to fascynująca gra? Zabawa? Sport? Tyle określeń i wszystkie pasują do tej aktywności. Kendama jak jojo wymaga skupienia i koordynacji ręka oko (co tłumaczy, dlaczego mi nie wychodzi a kendama, którą dostałam do ręki - zepsuła się). Dostaliśmy instruktaż i okazało się to znacznie trudniejsze niż myślałam. Nie będę zawracać wam głowy swoim brakiem umiejętności, ale polecam obejrzeć filmiki z profesjonalistami - są ekstra!


Następne było stanowisko z zabawami sznurkowymi. Było to dla mnie o tyle wartościowe, że w swoim licencjacie wspominam również i o nich. Nie wiedziałam, że mogły służyć jako wspomagacz podczas opowiadania opowieści, ale brzmi to bardzo sensownie i realistycznie. Kolejna gablotą były bączki. Żałuję, że nie spisywałam typologii bączków a jak widać można by o nich napisać osobną pracę. Nie mogę się zdecydować, czy moim ulubionym był świszczący z bambusa czy może typu beyblade (nomenklatura własna, nazwany był inaczej). Mieliśmy też możliwość puścić bączki (heh) na arenie i zobaczyć kto jest w tym najlepszy! Frytek miał widocznie lepiej wyważone, bo mi szybko upadały ;)
Karty do Hanafudy
I nagle, wśród ludowych, tradycyjnych gier i zabawek, napotykamy gameboy'e i zadajemy sobie wewnątrz serduszka pytanie. Po co? Jak się okazuje, Nintendo wcześniej było znane z produkcji kart, w tym tradycyjnych Hanafuda (gwoli ciekawostki - trefl również je wydał). Kiedy jednak karty przestały cieszyć się popularnością postanowili spróbować konsoli i stworzyli też pierwsze urządzenia typu gameboy, które umożliwiały wychodzenie z domu i dalsze granie w gry.


Po chwili odpoczynku wróciliśmy do gier zręcznościowych. O tym jak mnie zniszczono w to podczas wernisażu, możecie przeczytać tutaj. Otedama, tradycyjna gra japońska (o tym jak zrobić sobie takie własne woreczki napiszę w osobnym poście - stay tuned), jest znana pod wieloma nazwami. Ze wschodu znam nazwę kamienie. Rozgrywka polega na podrzucaniu jednego i w tym czasie łapaniu kolejnych.

Mam wrażenie, że to mój rekordowo długi post, dlatego postaram się streszczać. W końcu dotarliśmy do gier planszowych a dokładnie Pachisi, bardzo podobna do naszego chińczyka, być może jego pra-pra-pra dziadek! O ich azteckim krewnym pisałam tutaj :). I utrzymując się przy planszówkach możemy obejrzeć też plansze do Go (najwspanialszej gry planszowej świata), shogi w wersji dla dorosłych i młodszych w uproszczonej formie, kilku odmian mancali. W jedną z nich można nawet zagrać na specjalnie przygotowanych stolikach (są fasolki!).Ciekawostka -gra polega w tym przypadku na tym kto lepiej kantuje ;)


Moje serce skradła anegdotka o tym, jak w kolekcji znalazły się mongolskie szachy. Otóż zupełnym przypadkiem podczas na niedzielnym targowisku, na warszawskim kole Tomasz Madej znalazł je, leżące pośród innych gratów. Wzbił się na wyżyny blefu, że to niby nic i negocjacji (przecież, za byle nic, nie będzie płacił góry monet) pozyskał taki zestawik do swojej kolekcji. (Zazdroszczę i nawet tego nie ukrywam).

Już zupełnym skrótem podsumowanie. Nie udało mi się w tekście zawrzeć wszystkiego o czym opowiadano na oprowadzaniu, zwłaszcza, że z zapowiadanych dwóch, trwało to trzy godziny!
Wystawę serdecznie polecam ponownie :)

Rarianna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz