Na wstępie zaznaczam Fluxx Cthulhu
może być samodzielną grą lub dodatkiem do podstawowej talii
Fluxx. Tutaj jednak rozpatrzymy ją jako samoistną pozycję w
uniwersum gier karcianych. Być może winnam też zaznaczyć, że nie
będę w pełni obiektywna, ponieważ jestem mega fanką Lovecrafta i
stworzonej przez niego mitologii.
Talia FC różni się od podstawowej
wersji dodaniem nowych typów kart: antycele, zonki, niespodzianki,
karty bonusowe w liczbie dwóch, jedna do podstawki, druga do Fluxx
Zombie. Dodane typy kart wprowadzają jeszcze więcej chaosu,
odbierając nam resztki kontroli nad grą. Rysunki są utrzymane w
konwencji kreskówkowej, znanej z podstawowej wersji. W sprawny
sposób łączy się mroczny świat wygenerowany przez płodny umysł
Lovecrafta z lekką, dowcipną atmosferą narzuconą przez
stylistykę.
Sceptyczny kot jest sceptyczny |
Gra jest opisana jako około
20-minutówka. Trzeba do tego podchodzić z dużym dystansem. Miała
partię od 3 do 45 minut nawet. Ogromna dynamika w zmienianiu się
zasad oraz stała rotacja celów sprawia, że oszacowanie czasu gry
jest zadaniem wyjątkowo trudnym. Mając jednak na uwadze, że jest
to prosta karcianka imprezowa oparta o bardzo popularne motywy
mackowatego, pradawnego zła, oceniam te grę pozytywnie. Oczywiście
losowość jest olbrzymia. Za to duża interakcja sprawia, że to
miła rozrywka z grupą znajomych, zwłaszcza jeśli preferują
lżejsze gry.
Z nowych kart - niespodzianki, antycele, zonki |
Gra trafiła do mnie w formie prezentu
(kolejna Cthulhu gierka do kolekcji!) i cieszę się. Jest przyjemna
i ma cel „Pingwinoterapia”. Uznaję to za ostateczny argument,
przekonujący do dania jej szansy.
Rarianna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz